Dlaczego (nie) gotuję po kalabryjsku?

Kuchnia, jest dla nas tak codzienna i tak oczywista, że nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo jest częścią nas i naszej kultury. 

Dlatego, to kim jesteśmy i jaki mamy stosunek do świata, może poniekąd wpływać na nasze podejście do kuchni innych kultur. Dla niektórych odkrywanie nowych potraw jest tak samo ważne jak zwiedzanie atrakcji turystycznych. Jednak brak możliwości podróżowania dziś, nie ogranicza nas w wyborze menu międzynarodowego. Dzięki globalizacji i ewolucji technologicznej, możemy w domowym zaciszu smakować każdą kuchnię świata, albo, gdy nie mamy ochoty na gotowanie, wybrać się po prostu do restauracji. Marzą nam się Włochy, to idziemy na pizzę, albo na shusi, gdy wolimy wybrać się na smakową podróż do Azji. 

Jednak są takie osoby, które pomimo łatwego dostępu do każdego składnika pokarmowego, nadal są zamknięte na nowe smaki i spożywają tylko swoje tradycyjne potrawy. Inni natomiast, odrzucają swoje tradycje i przyjmują zupełnie nowe dania kreując tym samym swój odrębny styl życia od tego przyjętego powszechnie w danym społeczeństwie. Dlatego jeżeli stwierdzimy, że kuchnia staje się w pewnym sensie naszym stylem życia nie jest błędną tezą. Bo dziś jedyny wybór jaki nas ogranicza, to nasze chęci i otwartość, na poznanie nowych smaków. 

Zawsze zastanawiałam się, jak emigrant łączy swoje tradycje kuchenne z nowymi zastanymi w danym kraju. Może kiedyś zgłębię ten temat. Póki co zdradzam wam 10 moich sekretów dlaczego nie zawsze gotuję po kalabryjsku 




1. Bo nie mam "dostępu do nauczyciela", który wprowadziłby mnie w tajniki kuchni kalabryjskiej.


Wydaje się wam, że to pikuś ugotować sos z makaronem. W tym właśnie tkwi sekret, że to, co jest najłatwiejsze to jednocześnie jest najtrudniejsze. Tutaj, tego idealnego smaku nie da się ukryć, ani pod serem, ani zakamuflować innymi przyprawami. Jak bum cyk cyk. Dajcie mi i mojemu Kalabryjczykowi ten sam sos a wyczarujemy wam z jednego dwa różne smaki.


2. Kuchnia kalabryjska nie smakuje mi w mojej kuchni tak, jak np u bratowej - kalabryjki z krwi i kości. 

Z resztą ta przypadłość dotyczy też kuchni polskiej. Nie mam pojęcia od czego to zależy. Może w tym jest zakorzenione głęboko jakieś podłoże psychologiczne.



3. Nie mam ogrodu i co za tym idzie nadmiaru warzyw sezonowych do spożytkowania. 

Bo jak na prawdziwego kalabryjczyka przystało warzywa jada się tylko sezonowe i z własnego ogrodu a nie z warzywniaka. A wiadomo, jak jest sezon na bób to jada się bób bo potem już nie będzie, jak jest sezon na karczochy to karczochy itd 


4. Mam niejadka. 

Dlatego moja kuchnia rzadko kiedy widuje typowe menu kalabryjskie, które zawsze wygląda mało apetycznie, co nie znaczy niesmacznie. (O tej kwestii jeszcze poruszę temat) 



5. Smaki kuchni polskiej mam głęboko zakorzenione w sobie, 

i czasami muszę zjeść tak po naszemu, po polsku. 


6. Moja brygada "skażona polskim DNA" też domaga się 

i ruskich, i gołąbków, i rosołu, i nawet surówki z marchewki i ogórkowej, i pomidorowej. 



7. Bo gdy szykuje się wspólna kalabryjska imprezka, to zawsze mnie proszą o przygotowanie moich specjalności. 

Przez co zawsze idę w gosci z własnym jedzeniem. Tylko nie wiem dlaczego nigdy do mnie nikt nie przychodzi ze swoim.

8. Bo ciasta polskie moja kalabryjska rodzina uwielbia, 

I zdradzę wam, że mieszkając tutaj już 14 lat, tylko raz zrobiłam sama tiramisu, dziwne? Dla mnie nie. Na deser ten jestem zawsze zapraszana, a polskich ciast nikt mi przecież nie upiecze, i cukiernia też mi ich nie zrobi 



9. Bo lubię eksperymenty w kuchni 

i czasami lubię ubrudzić ręce, i kuchnię, próbując nowinki kulinarne, które nie mają nic wspólnego ani z kuchnią polską, ani włoską. 


10. Bo mój Kalabryjczyk (mąż) jest wegetarianinem. 

I to by tłumaczyło wiele dlaczego u mnie w domu nie ma ani nduji, ani soppressaty. 



No to jak ja gotuję? Ciekawi was lub nie? Nie wiem. Ale ja na bardzo poważnie rozważam wprowadzenie na blogu zakładki o kuchni. Tym bardziej, że zawsze gubię przepisy...

Etykiety: , , , ,